Mapy kłamią o Arktyce
dlaczego globus pokazuje inną rzeczywistość?
O Arktyce → Oczami załogi → Mapy kłamią o Arktyce: dlaczego globus pokazuje inną rzeczywistość?
Gdy patrzymy na mapę świata, Arktyka wygląda jak biały placek przyklejony do górnej krawędzi. Na globusie — jak mała czapa, do której „nie ma po co zaglądać”. Problem w tym, że to nieprawda. Arktyka w rzeczywistości jest ogromna, a jej proporcje kompletnie nie zgadzają się z tym, co pokazuje większość map. I właśnie dlatego tak wiele osób ma błędne wyobrażenie o Północy.
Mapa zniekształca wszystko, co leży blisko bieguna
To nie trik, tylko konsekwencja prób przełożenia kuli ziemskiej na płaską kartkę. Najpopularniejsza projekcja — ta, którą znamy ze szkolnych atlasów — sztucznie rozciąga regiony polarne. W efekcie Grenlandia wygląda jak kontynent, a Svalbard — jak niewielka wyspa, na której mieści się najwyżej kilka fiordów.
Mapy nie kłamią w liczbach, ale kłamią w proporcjach
Najlepiej widać to na wspomnianej już Grenlandii.
Na mapie Mercatora wygląda na prawie tak dużą jak Afryka.
Tymczasem Grenlandia ma ok. 2,16 mln km², podczas gdy Afryka — 30,37 mln km². Afryka jest 14 razy większa!
To właśnie jest złudzenie: Grenlandia naprawdę jest ogromna, ale mapa robi z niej coś jeszcze większego, niż jest w rzeczywistości.
Svalbard ma odwrotny problem
Na pierwszy rzut oka wygląda jak drobna kropka nad Norwegią.
Jakby to były małe wysepki, z którym można się uporać w dwie godziny.
Tymczasem liczby znowu mówią nam coś innego:
Svalbard: ok. 63 tys. km²
Belgia: 30,5 tys. km²
Litwa: 65 tys. km²
Svalbard jest więc dwukrotnie większy od Belgii i niemal identyczny powierzchniowo jak Litwa.
To kompletnie zmienia perspektywę. Fiordy przestają być „blisko siebie”.
Przepłynięcie między rejonami Svalbardu to czasem nawet dziesiątki godzin żeglugi!
Iluzja bliskości
Na mapie Svalbard, Grenlandia, Jan Mayen i północ Norwegii leżą tak, jakby można było pomiędzy nimi przeskakiwać w jeden dzień. W praktyce różnią je setki mil morskich, prądy oceaniczne i pogoda, która może te dystanse podwoić albo przeciąć na pół.
Właśnie dlatego ludzie często są zaskoczeni, jak „daleka” staje się Arktyka, gdy po raz pierwszy spojrzą na nią z perspektywy pokładu.
Mapy nie oddają ukształtowania terenu
Fiordy, lodowce, grzbiety górskie, płaskowyże — na papierze wyglądają jak cienkie kreski. W terenie to setki metrów pionu, bariery, które decydują o możliwej trasie i widoczności, oraz miejsca, które odcinają jedną część wyspy od drugiej. Mapy to spłaszczają i dają tylko uproszczony schemat.
Dlatego wiele osób, które pierwszy raz widzą Arktykę, mówi później: „myślałem, że to będzie mniejsze”. Albo: „wyglądało na mapie tak prosto”. Winna jest kartka, nie człowiek.
Mapy tworzą złudzenie symetrii
Jakby Arktyka była jedną, równą „górą świata”. A w rzeczywistości północ to mozaika:
- wysp o zupełnie różnych skalach,
- wybrzeży wciętych w setki kilometrów lądu,
- stref lodowych, które latem i zimą zmieniają swój zasięg jak oddech,
- regionów, które na papierze wyglądają podobnie, a w terenie nie mają ze sobą nic wspólnego.
Dopiero kiedy człowiek zaczyna się tym interesować — albo tam wyruszy — odkrywa, jak bardzo mapa potrafi wprowadzać w błąd.
I właściwie to jest najciekawsze: Arktyka wymaga od nas odrzucenia znanych schematów.
Tych szkolnych.
Tych turystycznych.
Tych z „podróżniczych globusów”.
Dlatego ten rejon tak fascynuje. Bo każdy, kto zacznie kopać głębiej — niezależnie, czy chodzi o fiordy Svalbardu, wschodnią Grenlandię, czy Kanadyjskie Archipelagi — szybko odkrywa, że Północ wygląda zupełnie inaczej, niż ją sobie wyobrażaliśmy.
Mapy dają zarys.
Ale prawdziwy obraz Arktyki zaczyna się dopiero wtedy, gdy człowiek zrozumie, jak bardzo te mapy kłamią.