O Arktyce → Świat Północy → Miejsca i geografia → Ny-London: porzucona kopalnia marmuru
Ny-London: porzucona kopalnia marmuru
Ny–London to jedno z tych miejsc na Svalbardzie, które wyglądają jak plan filmowy zostawiony w pośpiechu. W rzeczywistości to pozostałość po jednym z najbardziej ambitnych – i najbardziej nieudanych – projektów górniczych na archipelagu.
Leży na wyspie Blomstrandøya, w Kongsfjorden, pięć kilometrów od Ny-Ålesund. Dziś cisza, kilka budynków, porzucone maszyny. Sto lat temu: inwestorzy, wielkie plany i pełna wiara, że z marmuru da się tu zrobić fortunę.
historia pierwszych rejsów
próby dotarcia do bieguna
kto je wymyśla?
Od nadziei do krachu w kilka sezonów
Początek to rok 1906, gdy odkryto na Blomstrand złoża marmuru. Brzmiało obiecująco: geolodzy zachwyceni jakością, brytyjscy inwestorzy gotowi pompować pieniądze, a Ernest Mansfield – przedsiębiorca, wizjoner, poszukiwacz przygód – stał się twarzą projektu Northern Exploration Company.
W ciągu kilku lat powstało tu mini-miasteczko. Wybudowano domy dla pracowników, warsztaty, magazyny. Do fiordu sprowadzono ciężki sprzęt: kolejkę, wagony, dźwigi, maszyny parowe, wciągarki. Logistycznie — operacja ogromna jak na początek XX wieku, szczególnie na krańcu Arktyki.
Problem był jeden: marmur wyglądał dobrze tylko na papierze. W praktyce bloki pękały pod wpływem mrozu. Wydobycie nigdy nie osiągnęło poziomu, który miałby sens ekonomiczny. Inwestorzy stracili cierpliwość. W 1913 roku Mansfield został odsunięty, a kilka lat później kopalnia stanęła na dobre.
Między porzuconym marzeniem a codziennością Arktyki
Po zakończeniu prac górniczych próbowano jeszcze przetwórstwa rybnego – suszenia dorsza. Pomysł równie krótki i równie nietrafiony. Już w latach 30. Ny–London określano jako „miasto duchów”.
Część budynków rozebrano i przeniesiono do Ny-Ålesund, część sprzętu przewieziono w inne rejony Svalbardu. To, co zostało, zaczęło powoli znikać w wietrze, śniegu i korozji.
Dziś Ny–London jest jednym z 50 najważniejszych obiektów zabytkowych na archipelagu. Gubernator Svalbardu prowadzi tu stały nadzór konserwatorski. Nie wolno dotykać ani przestawiać żadnych elementów – to chronione dziedzictwo historyczne. Miejsce nie jest zamknięte, ale obowiązuje zasada minimalnej ingerencji: spacerujesz, ale nic nie ruszasz.
Wyspa, która długo udawała półwysep
Najbardziej symboliczny element tej historii to… sama Blomstrandøya. Gdy rozpoczynano wydobycie, uważano ją za półwysep. Dopiero po ustąpieniu części lodowca okazało się, że inwestorzy budowali kopalnię na wyspie.
To dobrze oddaje realia wczesnych badań Arktyki: ograniczona wiedza, brak współczesnych map, klimat determinujący wszystko.
Dlaczego Ny–London rozpala wyobraźnię?
Bo w lekkiej ruinie jest tu wszystko: ambicja, pionierski zapał, wiara w łatwe bogactwo, zderzona z surowością Arktyki.
Dla załóg jachtów to jedno z miejsc, gdzie można przejść się po historii „zostawionej w terenie”. Żadnych udogodnień, żadnej scenografii. Tylko szczątki maszyn i konstrukcji, które sto lat temu miały rozpocząć nową erę górnictwa na Spitsbergenie.
Spacer między porzuconym sprzętem pozwala zobaczyć, jak wyglądała tu praca, zanim były satelity, mapy lodowe, GPS i jakiekolwiek zabezpieczenia. I chociaż to tylko sto lat, w rzeczywistości — technologiczna przepaść.
Ciekawostka
W Ny-London działała kiedyś… pełna kolejka linowa
Na czas wydobycia zamontowano prostą kolejkę do transportu urobku między kamieniołomem a nabrzeżem — jedną z pierwszych tego typu instalacji w Arktyce.